wtorek, 30 kwietnia 2013

Fight club.



Fight club.

Na pozór zwykły film o mężczyznach pragnących wrócić do epoki gladiatorów, walki pomiędzy sobą dla samego sportu i podwyższenia własnego ego oraz samooceny. Jednakże, gdy bliżej się wszystkiemu przyjrzeć jest to film o podłożu psychologicznym, pokazuje, że aby poznać samego siebie i pokazać samemu sobie na ile nas stać trzeba upaść na tak zwane dno. Ale, aby upaść na to dno i uderzyć w tą bezdenną dla niektórych głębię trzeba poczuć ból, ogromny ból, a nawet cierpienie, ponadto trzeba sobie wtedy z tym poradzić spokojem i opanowaniem oraz pogodzić się z siłą rzeczy.

W filmie widzimy walkę człowieka z samym sobą, z własną podświadomością i lękami. Próbą unicestwienia samego siebie tylko po to, aby sobie udowodnić, że człowiek jest w stanie zrobić i znieść wszystko co tylko jest możliwe na tym świecie.

Główny bohater, Edward Norton, pracuje w biurze, mieszka sam, jest typem samotnika, ma obsesję na punkcie kupowania mebli, cierpi na bezsenność i nie widzi sensu w swoim życiu. Zaczyna go widzieć dopiero po tym jak traci cały swój dobytek.

Sam początek jest troszkę nudny, bo Edward staje się na chwilę narratorem i opowiada o sobie, swoim dotychczasowym życiu i jak się wszystko zaczęło. Na swojej drodze spotyka kolejnego, jak to mówi, jednorazowego znajomego, który całkowicie przewraca jego życie do góry nogami. Jest nim Tyler, który jest bardzo pewny siebie, inteligentny, ma urok osobisty, siłę fizyczną, psychiczną oraz zdolność manipulowania ludźmi, a co najważniejsze - był wolny, żył jak chciał i żył chwilą. Czyli wszystko to co chciał mieć nasz bohater. Nieszczęśliwy wypadek, czyli wybuch mieszkania Edwarda, znowu krzyżuje drogi mężczyzn i stają się oni przyjaciółmi. Z czasem Edward przeistacza się w ucznia, a Tyler mistrza, którego z uwagą i szacunkiem słucha Edward.

Zakładają krąg, Podziemny krąg, tajne stowarzyszenie, które polegało nie tylko na walkach, ale i również na tworzeniu gangu, który podlega im obojgu i wykonuje wszystkie ich rozkazy.

Pod koniec wychodzi na jaw dlaczego jest to film po części psychologiczny. Tyler nie jest człowiekiem z krwi i kości, jest to osoba, którą stworzył sobie w głowie Edward i odzwierciedlała cechy takie jakie chciał on sam mieć. Jednym słowem główny bohater uświadamia sobie, że cały czas mówił sam do siebie i, że to on, a nie Tyler wydawał rozkazy i tworzył plany.

Film pokazuje, jak zamknięty w sobie człowiek, chcący się zmienić, ale nie może, bo to wbrew jego naturze, może oszaleć. Ujawnia skrywane chęci i cechy, tak naprawdę przez każdego z nas. Manipulacja, podejmowanie decyzji, walka ludzi czujących się niewidzialnymi o choć trochę uwagi.

Ogół bardzo mi się podobał, przedstawione zostało prawdziwe życie, prawdziwa walka każdego człowieka, aby właśnie nie spaść na dno w tym szalonym i opętanym świecie.

Dlatego polecam obejrzenie tego filmu, gdyż nie tylko jest intrygujący i inny niż wszystkie, pokazujące ludzi opływających w luksusie, ale ludzi walczących o byt i godzących się się w pewnych momentach ze śmiercią, bo wiedzą, że nic nie jest wieczne.

Oj trochę daje do myślenia ;)

Miłego oglądania, Dora.


- w sobotę przepis na ciasto marchewkowe z lukrem cytrynowym <mmniam>

sobota, 27 kwietnia 2013

Babeczki z jabłkiem i cynamonem.


Babeczki z jabłkiem i cynamonem, czyli klasyka smaków w nieco innym wydaniu ;)

Ciasto:
3 jabłka
3 szklanki mąki
3 jaja
5 łyżek cukru
100 ml oleju
3/4 szklanki mleka
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 łyżeczki sodu
5 łyżeczek cynamonu
szczypta soli

Przygotowanie:
Przesianą mąkę wymieszać w mniejszej misce z proszkiem, sodą, solą i cynamonem. W większej misce roztrzepać jajka i utrzeć z cukrem, mlekiem i olejem. Potem do mokrych składników dosypywać stopniowo suche i wszystko razem dokładnie łączyć. Jabłka pokroić w małą kostkę i dodać do ciasta.
Foremki do babeczek napełniać do 3/4 wysokości (najlepiej jak papilotki będą ułożone w specjalnej formie lub po prostu silikonowe).
Przed włożeniem do piekarnika można na wierzchu babeczek położyć migdały, orzechy czy rodzynki :)
Piec w 200 stopniach przez ok 25 min.

Życzę smacznego ! :)

Dora.

Tarta jabłkowa.


 "Pyszna i delikatna tarta jabłkowa, a jednocześnie bardzo prosta i nie wymagająca dużo pracy i wysiłku ;)"

Ciasto:
3 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
łyżeczka cukru waniliowego
3 żółtka
150 g masła

Do tego  3- 4 jabłka, cukier, cynamon.

Przygotowanie:
Mąkę wysypać na stolnicę razem z cukrem i cukrem waniliowym, w kawałkach ułożyć masło i mieszać wszystko siekając dużym nożem tak jak przy kruchym cieście. Potem dodać żółtka i czynność powtórzyć, a następnie zagnieść porządnie ciasto.
Chłodzić pół godziny w lodówce.
Formę do tart natłuścić masłem i wysypać cienką warstwą bułki tartej, wyłożyć dokładnie ciastem. Całość nakłuć widelcem po powierzchni i wysypać znów cienką warstwą bułki tartej, która zatrzyma sok wyciekający z jabłek i nie pozwoli ciastu rozmięknąć.
Wstawić na 10 min do nagrzanego piekarnika na 200 stopni.
Jabłka obrać i zetrzeć na cienkie plastry, po wyjęciu ciasta plasterki układać warstwami, następnie posypać cukrem i cynamonem i wstawić z powrotem do piekarnika na 20 - 25 min.
Wyjąć i ostudzić. :D

Smacznego !

Dora.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Ciastka nutella.


Potrzebne:
500 g nutelli
1 szklanka cukru
2 szklanki mąki
2 jaja

Przygotowanie:
Roztrzepać całe jajka, dodać cukier i dokładnie trzeć ze sobą. Następnie dodać nutellę i połączyć wszystko razem. Na samym końcu dosypać mąkę i porządnie wyrobić ciasto.
Ciastka formować odrywając z ciasta małe kulki i spłaszczając je.  Blachę wysmarować masłem, wyłożyć papierem do pieczenia i ułożyć ciastka na blasze. Wstawić do nagrzanego do 200 stopni piekarnika i piec ok 8 min, a następnie odłożyć do ostygnięcia.

Życzę smacznego i miłego dnia :D

Dora.

Drood.





Drood.

Można powiedzieć, że jest to książka łącząca w sobie trochę horroru, historii i sci-fi. Można w niej wyczuć nutkę wiktoriańskiego suspensu, więc i jej miłośnicy się nie rozczarują. Jest to XIX wiek, a sam Londyn jest przedstawiany od najczarniejszej wtedy strony: brud, morderstwa, ciemne zaułki, same tajemnice, nic nie jest jasne, opium, narkotyki, walające się wszędzie zwłoki, slumsy, katakumby.

Co więcej jest to powieść oparta na faktach i przedstawiona w formie pamiętnika, jednakże nie zabrakło w niej miejsca na nagłe zwroty akcji, które jeszcze bardziej zaciekawiają czytelnika i coraz bardziej wciągają w mroczną i pełną grozy fabułę.

Książka opisuje ostatnie lata Charlesa Dickensa (powieściopisarza), który przeżywa katastrofę kolejową w Londynie, a ta na zawsze zmienia jego życie o 180 stopni. Z resztą nie tylko sama katastrofa co również spotkanie tajemniczego stworzenia, którego imię jest podstawione jako tytuł książki. I od tego wszystko się zaczyna, gdyż zaintrygowany i oszołomiony Dickens chce wyjaśnić zagadkową tożsamość tego jegomościa.

Nie wiadomo czy wypady Charlesa do ukrytego przed światem podziemnego Londynu, trupów i morderstw, grobowców i palarni opium to była jego zwykła ciekawość tak jak każdego człowieka czy może ukrywała się za tym większa tajemnica, która wyjdzie na jaw dopiero pod sam koniec.

Od samego początku, od pierwszych stron "Drood" zadziwia i porywa do przesyconego oparami mgły i opium londyńskiego świata, w którym nie tak łatwo się odnaleźć, ale chce się dalej brnąć razem z bohaterem.

"Drood" Simmonsa sam w sobie jest wspaniałym, ciekawym i wręcz genialnym dopełnieniem, lub jak kto woli dokończeniem, historii, którą napisał sam Dickens - "Tajemnice Edwarda Drooda". Wykorzystane jest właśnie wydarzenie faktyczne, które przydarzyło się Charlesowi Dickensowi i wokół niego jest rozsiana cała fabuła, najróżniejsze sytuacje i zaskakujące wydarzenia. Nie zabrakło w całości psychologicznych elementów oraz zagadek, a wszystko to pisane językiem zrozumiałym i zarazem odpowiednim do XIX wiecznych czasów :)

Nie można się oderwać, aż brak słów żeby tak po prostu coś o tym opowiedzieć, to trzeba samemu przeczytać i poczuć na własnej skórze dreszcz jaki przechodzi podczas czytania. Polecam :)

+ ciastka nutella i mała czarna ;)

Dora.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Jack Reacher: Jednym strzałem.




Jest to ekranizacja książki, gdzie już na samym wstępie widać, że nie oddała choć trochę wyglądu głównego bohatera opisanego w książce, dwumetrowego i ważącego 100 kg. Mimo to film sam w sobie jest dość mocno wciągający i bardzo tajemniczy. Do samego końca trzyma widza w napięciu.

Połączenie kina akcji z kryminałem można by powiedzieć, gdyż opowiada o byłym żandarmie, który kiedyś nagle zniknął i pojawia się znów by rozwiązać zagadkę pewnego snajpera - zabójcy 5 przypadkowych osób. Później okazuje się, że śmierci tych ludzi są jakoś ze sobą powiązane, a Jack Reacher (Tom Cruise) podaje śledczym jedynie wskazówki do rozwiązania zagadki co jeszcze bardziej wprowadza oglądającego w zaciekawienie.

Oczywiście główny bohater, jak to w kinie akcji musi być, jest herosem wszystkich i wszystkiego. Złe charaktery przy nim miękną, a nawet najznamienitszy satyryk nie wygra z jego ciętą ripostą. Ucieczka przed policją wiele razy, walki ze złoczyńcami, porwania samochodów, wykrycie korupcji i udowodnienie śledczym, że jest od nich lepszy to nieliczne z wielu sytuacji odgrywanych w tym filmie.

Film na zmianę bawi i straszy, ale jedyne co na pewno to dużo zaskakuje, człowiek do końca nie jest pewien kto jest kim i co dalej się wydarzy.

Trochę walki, łyżka zabijania, szczypta humoru, dwie szczypty kryminału. :)

Nie przepadam może za bardzo za Tomem Cruis'em, ale uważam, że mimo jego w roli głównej całość prezentowała się świetnie. Początek troszeczkę może zniechęcać, aczkolwiek film wart obejrzenia ;)

Ogólnie rzecz ujmując, podobał mi się ten film, nawet bardzo. Szczerze powiem, że wybierając się na niego do kina nie wiedziałam dokładnie o czym to będzie, ale nie żałuję tego. Na spontanie wybrane bilety i miejsca i to chyba było najlepsze w tym wszystkim ;) Nie słyszałam o tym filmie nic, ani nie widziałam żadnego plakatu ani reklamy, zaciekawił mnie tytuł i uważam, że się nie pomyliłam.

Najlepszy na długie, nudne wieczory przy ciastku, hmm a może bardziej przy tarcie jabłkowej i małym cappucino ;)

Dora.

Hansel i Gretel: Łowcy czarownic.



Współczesna kontynuacja bajki o Jasiu i Małgosi, ale nieco troszeczkę w innym wydaniu. Troszeczkę bardziej brutalnym i niespodziewanym.

Hansel i Gretel - rodzeństwo, tak jak w oryginale zostają sami w lesie, trafiają do chatki z piernika, a czarownica chce ich utuczyć i zjeść :) Ale mija 15 lat od tego zdarzenia, dorośli już brat i siostra zajmują się polowaniem na przebrzydłe czarownice (i takie też zostają przedstawione w filmie).

Hmm jakby to powiedzieć, jeśli miałabym oceniać jakość nakręcenia to: dno. Efekty specjalne nieco mało fascynujące, szału z tym nie ma powiem szczerze i nie należy to do najwyższych produkcji kinowych. Sceny walki i przemocy dość przerysowane i nie da się zachować poważnej miny, dlatego jest to film bardziej dla osób lubiących czarny humor.

Krew, ekstremalna przemoc, krwiste poczucie humoru, eksplodujące flaki, trolle miażdżące sobie czerepy nogami, zmuszanie ludzi do odstrzelenia sobie głowy poprzedzając to patetycznymi tekstami w jego stronę, przemoc, aczkolwiek nie więcej niż w innych filmach tego typu. Na pewno nad filmem pracowali ludzie, którzy mają dość indywidualne i oryginalne poczucie humoru oraz ciekawą wyobraźnię.

Film trochę przeraża, śmieszy i szokuje w brutalny dla niektórych sposób, jednakże mi się podobał i zachęcam do obejrzenia, ale może nie w pojedynkę ;) Zapewne dobry efekt dałoby oglądanie go w nocy albo chociaż późnym wieczorem, mi się trafiło oglądanie go po południu i chyba nie żałuję, bo mogłam się więcej pośmiać i bardziej wciągnąć w oglądanie.

Pomysł na produkcję dość ciekawy, ale nie jest to film dla każdego, jedni będą widzieć w nim tylko przemoc i przerażające sceny, inny będą się śmiać do rozpuku, a jeszcze innych w ogóle nic nie ruszy i uznają to za stratę czasu.

Osobiście w niektórych momentach zarówno śmiałam się i bałam, dlatego jeśli lubicie tego typu filmy to śmiało włączajcie i miłego oglądania ;)

A może do tego babeczki z jabłkami i cynamonem ? :D

Dora.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Czerwone naleśniki


Czerwone naleśniki z marmoladą, polewą i krążkami białej czekolady.

Ciasto (3- 4 sztuki):
1 jajo
2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka cukru waniliowego
1 szklanka mleka
1 szklanka wody gazowanej
1 - 1,5 szklanki mąki
czerwony barwnik spożywczy

Przygotowanie:
Roztrzepać jajo, dodać cukier i cukier waniliowy, wymieszać i dolać mleka. Potem dodać wodę gazowaną, która sprawi, że naleśniki będą bardziej puszyste i delikatniejsze. Następnie dosypujemy mąkę i dokładnie mieszamy. Oczywiście ilość mleka, wody i mąki można zredukować według swoich potrzeb i upodobań ;) Czubkiem wąskiej łyżeczki nabieramy odrobinę barwnika, dodajemy do ciasta i mieszamy do czasu aż się nie rozpuści ( ja używam barwników Wilton w żelu i ze wszystkich, które miałam tej firmy są najlepsze). Barwnik dodajemy do momentu aż ciasto będzie miało barwę w miarę czerwoną, pod wpływem ciepła kolor stanie się ciemniejszy także bez obaw ;)
No i smażymy :D
Potem smarujemy naleśniki marmoladą, bądź też dżemem jak kto woli, zawijamy i polewamy swoją ulubioną polewą (u mnie polewa z owoców leśnych). Ozdabiamy krążkami białej czekolady (znalezione przypadkiem w jakimś sklepie :P ) i gotowe.

Smacznego :)

Dora.

sobota, 20 kwietnia 2013

Babeczki z dżemem malinowym i kokosem



Ciasto:
4 jajka
3/4 szklanki cukru
2 opakowania cukru waniliowego
1 szklanka oleju
ok. pół szklanki wody
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
szczypta sody
słoiczek dżemu malinowego

Krem:
1 opakowanie śmietanki 30%
wiórki kokosowe
ekstrakt waniliowy

Przygotowanie ciasta:
W dużej misce utrzeć jajka z cukrem i cukrem waniliowym, dodać olej i wszystko połączyć. W drugiej misce wymieszać przesianą mąkę, proszek do pieczenia, sodę i sól. Suche składniki stopniowo dodawać do mokrych na przemiennie z wodą, aby całość miała konsystencję budyniu. Do papilotek nałożyć łyżeczkę ciasta, gdy się rozpłynie po powierzchni foremki położyć płaską łyżeczkę dżemu na środek i przykryć znów łyżeczką ciasta. Napełniać tak wszystkie foremki :) Piec w temperaturze ok 175 stopni przez około 15 min. Po upieczeniu ostudzić.

Przygotowanie kremu:
Śmietankę ubić z ekstraktem waniliowym i po łyżeczce kłaść i rozprowadzać po babeczce. Potem posypać wiórkami kokosowymi i schłodzić :)

A potem już tylko chwalić się swoim wypiekiem ;)

Smacznego!

Dora.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Przepowiednia i Powołanie





"Przepowiednia" i "Powołanie". 

Dwie wspaniałe książki fantasy należące do jednego cyklu "Partholon", jest to nazwa cyklu i zarówno nazwa mitycznego miasta, w którym dzieje się cała fabuła.

"Przepowiednia"

Szczerze powiem, że sam początek wydał mi się nie za ciekawy, ale czytając coraz dalej, coraz bardziej mi się podobała. Ogólnie rzecz biorąc świetnie napisane, na prawdę fajnie się czyta, wszystko przejrzyście i nic nie jest wyrwane z kontekstu, tylko całość jest w jednym ciągu. 

Powieść, bo tak ją można nazwać, opowiada o dziewczynie imieniem Elphame o ciele pół konia pół człowieka, która postanawia wziąć życie w swoje ręce i odnajduje stary zamek MacCallana. Tworzy tam swój klan, zbiera do tego swojego brata i przypadkowo zebranych ludzi, którzy później stają się jej przyjaciółmi i zarówno poddanymi. Odnawiają zamek, w tym czasie rodzą się coraz bliższe przyjaźnie, a nawet miłości.

Dwa stworzenia, mimo ogromnych fizycznych różnic między sobą, zakochują się i składają sobie przysięgę małżeńską (ale nieco inna niż my to znamy ;)). Mimo przeciwności i różnych przeszkód są razem, a członkowie klanu to akceptują i nie robią wyrzutów z powodu pochodzenia Lochlana -wybranka dziewczyny.

Pojawia się też inna miłość, której nawet śmierć nie rozłączy, walka o przyszłość klanu, walka o zamek, wzloty i upadki, błogie szczęście oraz rozczarowania.

Główna bohaterka musi uratować swój klan oraz klan Lochlana od klątwy, która nad nimi ciąży.

Mega wciągająca książka, strasznie trudno się oderwać, bo chce się doczytać do kolejnego momentu, żeby się dowiedzieć co się stanie dalej i zaraz znowu pojawia się kolejna ciekawa sytuacja. Jest po prostu cudowna, czytałam ją ze trzy razy i jeszcze mi się nie znudziła.

Klimat nieco mroczny, ale tylko delikatnie ;) + dużo elementów nie z tego świata co razem daje mieszankę wybuchową. Stwierdzam iż naprawdę warta przeczytania. 


"Powołanie"

Ta część opowiada o losach i przygodach głównie przyjaciółki Elphame - Brighid, która zaś jest centaurem :). Jest także łowczynią klanu MacCallana, uciekła od klanu swojej matki, która w tej części umiera, a władzę po niej ma objąć Brighid.

Ma do wypełnienia misję, musi odnaleźć i sprowadzić do zamku skrzydlate istoty, które niegdyś podczas wojny uciekły stamtąd, aby się ochronić. Zarówno po drodze jak i na miejscu ich kryjówki spotykają ją różne dziwne przygody i sytuacje, ma także uczyć jednego chłopca swojego rzemiosła.

Dziewczyna odkrywa w sobie ukryte talenty i musi je wykorzystać uleczenia złamanego serca Cuchulainna - brata Elphame. Musi wyprawić się w zaświaty, aby tego dokonać i nie chce przyznać się do uczuć, które się w niej rodzą, które żywi do Cuchulainna i to nawet z wzajemnością ;) 

Ta książka może wydać się nudna, ale to tylko pozory, a jak dobrze wiemy one mylą. Jest równie ciekawa, wciągająca i interesująca co pierwsza część cyklu. Niby prawie wszystko kręci się wokół jednej osoby - łowczyni -, ale okazuje się, że nie tylko. Wprowadzane są nowe postacie, każda z nich wnosi coś nowego, coś co wzbogaca, a równocześnie uzupełnia całość powieści.

Również utrzymany jest cały lekko mroczny klimat, co tylko podsyca ciekawość co będzie na następnych stronach.

Moje osobiste odczucia do obu? Hmm.. Boskie :) Obie są naprawdę świetne, mimo, że nie jestem wielką fanką książek fantasy te po prostu zdobyły moje uznanie. 

Zapraszam do czytania :)

Czytane nocą przy świetle świec waniliowych, kawie z mlekiem i ciastkach kakaowych.

Dora.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Skyfall


Skyfall.

Było wokół tego filmu sporo szumu, gdy tylko wchodził do kin, a nawet jeszcze przed tym. Dużo osób na niego czekało ze zniecierpliwieniem, a po premierze część tych osób była rozczarowana.

Film akcji ! Jak dla mnie trochę tej akcji jednak zabrakło i jest to chyba najsłabszy film z agentem 007 w roli głównej. Nie ukrywam, było trochę momentów, które mogły przypaść do gustu,ale jak na tak kultowego bohatera jakim jest James Bond, to co się działo w tej ekranizacji to jednak zdecydowanie za mało.

Jak w każdej historii Bonda pojawiły się różnego rodzaju wątki różnie się kończące, co w pewien sposób ratowało całość filmu oraz obowiązkowo musi być chociaż jedna "kobieta Bonda". W tym okazuje się, że Bond nie jest już zdatny do pracy, nie ma tej swojej dawnej, słynnej formy, sam zainteresowany nie wie o tym, gdyż jest to przed nim pilnie strzeżone. On jednak stara się wciąż pokazać, że długoletnia praca w MI6 nie daje mu się we znaki. Na jaw też wychodzi przeszłość głównego bohatera, a także M mierzy się ze swoimi lękami w postaci pewnej osoby.

"Odkopany" zostaje kultowy samochód Jamesa Bonda jeszcze z pierwszych filmów kręconych o nim, na pewno fani motoryzacji to docenią.
Bardzo podobała mi się scena, w której pokazany był opuszczony, stary sierociniec oraz, gdy razem z M weszli do środka i zaczęli ściągać prześcieradła z mebli, a tym samym ukazując jaki on był niegdyś piękny. Oczywiście nie zabraknie wspomnień Jamesa i lekko wzruszających momentów.

Oczywiście również świetna była scena przygotowywania się do walki z wrogiem, gdzie całość odbywała się właśnie w tym sierocińcu. Taki wielki dom ma też swoje przejścia i skrytki.

Złe jest to, że oglądając ten film można nie które wydarzenia przewidzieć, jednak trafiają się momenty zaskakujące ;)

Na pewno obejrzałabym go drugi raz, ponieważ uwielbiam filmy z Bondem w roli głównej i z ogromną przyjemnością oglądałam poprzednie "wersje". Wiem, że miłośnikom takiego kina zapewne "Skyfall" przypadnie do gustu, możliwe, że innym też, ale jak to się mówi są gusta i guściki, a o nich się nie dyskutuje.

Osobiście poleciłabym obejrzenie go nawet dla czystości swojego sumienia, bo z tego co wiem, to niektórzy żałowali zmarnowanego czasu, ja nie żałuję. :)

+ duża latte późnym popołudniem w towarzystwie babeczek nadziewanych dżemem malinowym z kokosem na wierzchu.

Dora.

sobota, 13 kwietnia 2013

Babeczki kawowe z bezą lub kremem



Ciasto (mniej więcej 30 sztuk):
4 jajka
1 szklanka cukru
1 i 1/4 szklanki oleju
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
1/4 łyżeczki sody
2 - 3 łyżek kawy rozpuszczalnej (zależy od tego jaką moc aromatu kto lubi)

Beza:
4 - 5 białek
1 - 2 szklanek cukru pudru (w zależności od upodobań słodkości)
odrobina aromatu waniliowego

Krem (na zdjęciu):
4 śmietanki 30%
1 serek mascarpone
aromat waniliowy
cukier puder (według swojego smaku)

Przygotowanie ciasta:
Do dużej miski wbijamy jajka i porządnie je rozbijamy, a następnie dodajemy cukier i ucieramy. Dodajemy olej i całość porządnie mieszamy. Nastepnie zaparzamy kawę na pół szklanki wrzątku, a gdy troche ostygnie wlewamy do jajek, cukru i oleju.
Do małej miski przesiewamy mąkę, dodajemy resztę suchych składników czyli proszek, sodę i sól, całość mieszamy razem, a potem stopniowo, po dwie łyżki wsypujemy do masy w dużej misce.
Całość powinna mieć konsystencję dość gęstą, ale tak żeby łyżką gładko się mieszało, jeśli jest za gęsta można śmiało rozcieńczyć odrobiną wody ;)
Oczywiście ciasto przekładamy do papilotek, najlepiej jeśli będą one w specjalnej blasze z przegródkami, gdyż będą zgrabne i w miarę proste. Napełniamy foremki mniej więcej do połowy, może odrobinkę więcej to po upieczeniu będą wyższe. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika do 175 stopni na 15 - 17 min, lub do tzw. suchego patyczka. Po upieczeniu odstawiamy do ostygnięcia.

Przygotowanie bezy:
Białka ubijamy na sztywno w dużej misce, dodajemy cukier i aromat i ubijamy dalej na gładką, biało perłową masę. Następnie piekarnik ostudzamy do 100 stopni, a ubitą masę nakładamy do szprycy i wedle fantazji ozdabiamy babeczki (lub po prostu nakładamy łyżką), trzeba tylko pamiętać, aby nie nakładać zbyt grubo, bo wtedy beza musiałaby strasznie długo suszyć się w piekarniku, co mogłoby nie tyle spalić jej wierzch co zepsuć nam babeczki. Babeczki z nałożoną bezą wstawiamy do piekarnika i suszymy bezę, nie ma określonego czasu, robimy na tzw. wyczucie :)

Po wyjęciu czekamy, aż trochę ostygną włączamy film lub bierzemy dobrą książkę i odpoczywamy. :)

Przygotowanie kremu:
Śmietankę ubijamy prawie na sztywno w dużej misce, w między czasie dodajemy aromat i cukier puder według swojego smaku słodkości. Następnie łączymy serek mascarpone ze śmietanką również mikserem i gotowe :D  Krem nakładamy do rękawa cukierniczego i ozdabiamy nim babeczki jak tylko nam się podoba. Można użyć też różnego rodzaju posypek lub jak ja małych krążków czekoladowych. Cały deser powinien poleżeć minimalnie ok 1h w lodówce, aby krem stężał.

Smacznego ;)

Posty

Hej wszystkim :)

Otóż wszelkie recenzje książek i filmów oraz przepisy na ciasta będę dodawała w określone dni. W każdy wtorek znajdziecie moje oceny i odczucia na temat filmów, w czwartki będę pisała o książkach wartych przeczytania, a w soboty zamieszczę przepisy na ciasta, babeczki i torty, które sama piekę, układam receptury i eksperymentuję :)
Jak sama nazwa bloga mówi, czytam książki oraz oglądam filmy przy różnego rodzaju kawach i zapalonych świecach, bo kocham takie klimaty.

Miłego dnia,
Dora.

piątek, 12 kwietnia 2013

Dziewczyna w czerwonej pelerynie

 Zacznijmy od filmu, który już jakiś czas jest na ekranach, aczkolwiek dopiero nie dawno udało mi się go obejrzeć. 




"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" wyreżyserowany przez Catherine Hardwicke, która w piękny sposób ukazała zupełnie inną wersję "Czerwonego Kapturka".  Jest to opowieść o dziewczynie, która mieszkała w wiosce ze swoją rodziną. Wioskę atakował wilk (wilkołak można nawet powiedzieć), okazuje się, że tym wilkiem może być ktoś z wioski. Film do samego końca trzyma widza w napięciu i niewiedzy kto nim może być. Podsyłane są różne wskazówki do osób bliskich głównej bohaterce. W między czasie rozwijają się wątki miłosne, dziewczyna jest rozdarta pomiędzy dwoma mężczyznami, jednym, którego kocha, a drugim, z którym jej rodzice ją zaręczyli.

Pojawia się oczywiście motyw babci, tak jak w oryginalnej wersji bajki i to właśnie od niej również dziewczyna otrzymuje czerwoną pelerynę.

Pojawiają się łowy na wilka i wszelakie metody, aby ten nie nachodził już wioski i nie zabijał ludzi.

Cały klimat filmu jest nie ziemski dosłownie, ten film wciąga równie bardzo co niektóre książki. Fakt każdy najdrobniejszy szczegół jest rozwiązywany od początku do końca, jednakże to nie zniechęca, a dynamika jest przez to dość zróżnicowana co jeszcze bardziej podkreśla ideę filmu.

Zakończenia nie zdradzę, aczkolwiek mogę tylko powiedzieć, że kończy się dobrze, z resztą jak większość takich opowieści i nieco zaskakująco jeśli chodzi o samą osobę wilka :)

Z czystym sumieniem mogę go polecić, zarówno fanom fantasy jak i mrocznych klimatów.

Oglądanie po zmierzchu przy czarnej kawie, świecy o zapachu cynamonu i z babeczką kawową z bezą.  (przepis niedługo)

Dora.

Cierpliwości.

Witajcie :)
To dopiero początki tworzenia, więc proszę o trochę cierpliwości.

Dora.