wtorek, 30 kwietnia 2013

Fight club.



Fight club.

Na pozór zwykły film o mężczyznach pragnących wrócić do epoki gladiatorów, walki pomiędzy sobą dla samego sportu i podwyższenia własnego ego oraz samooceny. Jednakże, gdy bliżej się wszystkiemu przyjrzeć jest to film o podłożu psychologicznym, pokazuje, że aby poznać samego siebie i pokazać samemu sobie na ile nas stać trzeba upaść na tak zwane dno. Ale, aby upaść na to dno i uderzyć w tą bezdenną dla niektórych głębię trzeba poczuć ból, ogromny ból, a nawet cierpienie, ponadto trzeba sobie wtedy z tym poradzić spokojem i opanowaniem oraz pogodzić się z siłą rzeczy.

W filmie widzimy walkę człowieka z samym sobą, z własną podświadomością i lękami. Próbą unicestwienia samego siebie tylko po to, aby sobie udowodnić, że człowiek jest w stanie zrobić i znieść wszystko co tylko jest możliwe na tym świecie.

Główny bohater, Edward Norton, pracuje w biurze, mieszka sam, jest typem samotnika, ma obsesję na punkcie kupowania mebli, cierpi na bezsenność i nie widzi sensu w swoim życiu. Zaczyna go widzieć dopiero po tym jak traci cały swój dobytek.

Sam początek jest troszkę nudny, bo Edward staje się na chwilę narratorem i opowiada o sobie, swoim dotychczasowym życiu i jak się wszystko zaczęło. Na swojej drodze spotyka kolejnego, jak to mówi, jednorazowego znajomego, który całkowicie przewraca jego życie do góry nogami. Jest nim Tyler, który jest bardzo pewny siebie, inteligentny, ma urok osobisty, siłę fizyczną, psychiczną oraz zdolność manipulowania ludźmi, a co najważniejsze - był wolny, żył jak chciał i żył chwilą. Czyli wszystko to co chciał mieć nasz bohater. Nieszczęśliwy wypadek, czyli wybuch mieszkania Edwarda, znowu krzyżuje drogi mężczyzn i stają się oni przyjaciółmi. Z czasem Edward przeistacza się w ucznia, a Tyler mistrza, którego z uwagą i szacunkiem słucha Edward.

Zakładają krąg, Podziemny krąg, tajne stowarzyszenie, które polegało nie tylko na walkach, ale i również na tworzeniu gangu, który podlega im obojgu i wykonuje wszystkie ich rozkazy.

Pod koniec wychodzi na jaw dlaczego jest to film po części psychologiczny. Tyler nie jest człowiekiem z krwi i kości, jest to osoba, którą stworzył sobie w głowie Edward i odzwierciedlała cechy takie jakie chciał on sam mieć. Jednym słowem główny bohater uświadamia sobie, że cały czas mówił sam do siebie i, że to on, a nie Tyler wydawał rozkazy i tworzył plany.

Film pokazuje, jak zamknięty w sobie człowiek, chcący się zmienić, ale nie może, bo to wbrew jego naturze, może oszaleć. Ujawnia skrywane chęci i cechy, tak naprawdę przez każdego z nas. Manipulacja, podejmowanie decyzji, walka ludzi czujących się niewidzialnymi o choć trochę uwagi.

Ogół bardzo mi się podobał, przedstawione zostało prawdziwe życie, prawdziwa walka każdego człowieka, aby właśnie nie spaść na dno w tym szalonym i opętanym świecie.

Dlatego polecam obejrzenie tego filmu, gdyż nie tylko jest intrygujący i inny niż wszystkie, pokazujące ludzi opływających w luksusie, ale ludzi walczących o byt i godzących się się w pewnych momentach ze śmiercią, bo wiedzą, że nic nie jest wieczne.

Oj trochę daje do myślenia ;)

Miłego oglądania, Dora.


- w sobotę przepis na ciasto marchewkowe z lukrem cytrynowym <mmniam>

1 komentarz: